Emigracja to surowy i bolesny czas, który może poprowadzić na skraj szaleństwa. W tym pograniczu pomiędzy tym „co było” i tym „co będzie” możemy znaleźć naszą siłę i nadać mu znaczenie lub zginąć w przygnębieniu. Słuchając historii Róży zrozumiałam, że cierpiała ona z powodu wygnania i przetrwała, ale szkody, jakich doznała wydawały się nie być do końca przepracowane. Na łożu śmierci, ciągle błagała mojego męża, „Nie zapomnij Wójczy. Obiecaj mi, że nie zapomnisz.” Trzymała zdjęcie domu, który został spalony, domu, z którym wiązały się jej najszczęśliwsze wspomnienia, domu, który miał potencjał, aby rozkwitnąć jeszcze pełniej, gdyby wojna nie zniszczyła wszystkiego, to było jej ostatnie życzenie: nie zapomnieć.
Róża nie była w stanie powiedzieć nam, dlaczego tak mocne uczucia łączyły ją z Wójczą, ale jak to jest w przypadku wszystkich narracji, istnieje kilka możliwych interpretacji niedopowiedzeń, które może poczynić tylko indywidualny czytelnik lub obserwator. Niektórzy mogą powiedzieć, że ja wypełniam pewną lukę poprzez moją przeprowadzkę do Polski, ale skąd moglibyśmy wiedzieć, że ona by tego chciała. Nie wiemy tego. Nie wiemy także, czy to choroba stanowiła przyczynę tego, że Róża nie była wstanie zastąpić wspomnień z dzieciństwa żadnymi późniejszymi. Ale w świecie relacji, nie wszystko jest nam znane. Wiele, jeśli nie większość, powstaje z nieświadomości. W tym tkwi tajemnica liminalnej przestrzeni między dwojgiem ludzi. Między mną i Różą przeważał wszechobecny motyw emigracji.
Jeden z artykułów, który napisałam na blogu na 89-tą rocznicę jej urodzin zakończyłam: „Kochaj Pana, z całego swego serca, bądź szczęśliwa, bądź szczęśliwa dziś. To właśnie by mi powiedziała. Kocham Cię Różo Kieniewicz. Dziękuję za to, że byłaś moją teściową, moją Noemi, moją Marą, moją Różą i moją gwiazdą polarną.”
Nie byłam jedyną w rodzinie, która porównała historię Rut i Noemi do historii mojej i Róży. Zornberg pisze: „Boaz przyznaje Rut duchowe pokrewieństwo: jak Abraham, opuściła ona swojego ojca i matkę w swoim dążeniu do nieznanej alternatywy. Należy ona do świata Abrahama, który według niej jest reprezentowany przez Noemi. Jako matka jednak Noemi jest daleka od bycia mamą, która rozpływa się w miłości do swojego dziecka. Jej słowa kreują ją jako jednostkę odrębną, niezależną, nie matkę kochająca, kierowaną instynktem macierzyńskim, ale matkę, którą Christopher Bollas opisuje jako proces transformacji… Rut, która jest w stanie mówić o swoich doświadczeniach, istnieć w potencjalnej przestrzeni między pragnieniem a rzeczywistością jest także Rut, która dąży do dewekut – momentu transformacji tajemniczej fuzji. Wszystko to jest w rękach nieco surowej matki, której transformacji również pragnie Rut.”
Nie mogę powiedzieć, że Róża była surowa, choć w jej wierze do Boga można było dostrzec surowość. W naszej relacji był pewien rodzaj niewiedzy. Nigdy nie zapytała mnie o moją przeszłość lub powód, dla którego zdecydowałam się zostawić rodzinę i przyjaciół w tak późnym momencie życia. Nie byłam zmuszona do emigracji, sama ją wybrałam. Tak czy inaczej, czy dusza jednego emigranta jest w stanie rozpoznać drugą? Czy jej historia była tak potężna i niedopowiedziana, że w ciągu tych sześciu lat opieki nad nią coś z niej przeniknęło moją duszę? Jej choroba zabierała ją coraz dalej ode mnie, stałam się w końcu dla niej kimś obcym. Przestała mówić po angielsku i jej momenty wycofania były coraz bardziej widoczne, ale ciągle kochałam ją z całego serca. Kochałam to, czego była synonimem. Kochałam jej siłę i chciałam być tak silna jak ona. Chciałam, aby tylko Bóg był moim przewodnikiem, a nie kapryśna natura człowieka.